Pewna lekarka przedstawiła mi wiele mówiące zdarzenie
Rozgniewało ją usunięcie z powodu oszczędności budżetowych podstawowego sprzętu chirurgicznego bez porozumienia z nią. Poszła z tym do kierownika i jego asystenta, młodego mężczyzny. Kierownik zachował spokój i obiecał, że zajmie się sprawą, natomiast asystent się rozzłościł i pówie- dział z wściekłością: „Do widzenia, Harriet”. Lekarka nie miała najmniejszej wątpliwości, że asystent użył jej imienia celowo, by ją poniżyć, przypomnieć jej, że jest kobietą, a więc znajduje się na niższej pozycji, ponieważ kierownik i jego asystent nigdy nie zwracali się do niej po imieniu. Przykłady te ilustrują opartą na pozycji wagę posługiwania się imionami oraz oratorski efekt zmiany sposobu zwracania się do tej samej osoby. Mając zwykły model jako punkt odniesienia, można podkreślić niezadowolenie, używając imienia, jak zrobił to asystent lekarza, lub tytułu z nazwiskiem, co przez swoją oficjalność stwarza dystans. Podwójne znaczenie imion zażyłość przeciwstawiona brakowi szacunku wychodzi na jaw przy formach mówienia o Pierwszej Damie. Nieomal bez wyjątku zwykli ludzie nazywają prezydenta Clintonem, a jego żonę Hillary, a nie panią Clinton czy Hillary Clinton. Na przykład mówiąc komisji Hillary Clinton do spraw opieki zdrowotnej, przewodniczący Amerykańskiego Towarzystwa Medycznego, dr Raymond Scalettar, powiedział: „Nie mieliśmy żadnych bezpośrednich kontaktów z komisją Hillary”. Przyznając, że nigdy nie rozmawiał z przewodniczącą poważnej komisji federalnej, dr Scalettar jednym tchem nazywa ją po imieniu. (Proszę zauważyć, że ja nie nazwałam go „Raymondem”).