Groźba przemocy
Przebywając w towarzystwie mężczyzn, kobiety często dostrzegają czające się widmo przemocy, bez względu na to, jak jest ono niejasne i czy jest związane z seksem. Erving Goffman twierdzi, iż groźba przemocy stanowi mniej zauważalną stronę rycerskości: obie zakładają hipotetyczną fizyczną słabość kobiet w porównaniu z hipotetyczną siłą mężczyzn. Wielu mężczyzn tego nie rozumie i stwierdzenie takie wywołuje u nich urazę czy gniew. Nigdy przecież świadomie nikogo by nie skrzywdzili, a przemoc fizyczna ich niepokoi napełnia odrazą. (Jeśli ktoś uważa, że filozofia niestosowania przemocy jest domeną kobiet, to powinien pomyśleć wielkich pacyfistach, jak Mahatma Gandhi, Bertrand Russell i Martin Luther King, Jr.) Niektórzy mężczyźni reagują oburzeniem: „Jak można twierdzić, że wszyscy mężczyźni stereotypowo stosują przemoc?” Nie chodzi jednak o to, że wszyscy mężczyźni stosują przemoc. Takie poczucie, nawet u kobiet, które nigdy nie zostały uderzone, rodzi się ze świadomości możliwości zaistnienia przemocy, wiedzy, że niektórzy mężczyźni (nieważne jak nieliczni chociaż statystyka przypadków przemocy w rodzinie wskazuje, że ich liczba nie jest wcale mała) stosują przemoc. Świadomość tej możliwości istnieje, ponieważ mężczyźni zwykle są więksi silniejsi, a jako dziewczynki doświadczałyśmy większego prawdopodobieństwa fizycznego ataku ze strony chłopców niż innych dziewczynek. Jeden z najbardziej przerażających momentów w dzieciństwie przeżyłam wtedy, kiedy starszy ode mnie, obcy chłopiec przyparł mnie do ceglanej ściany narożnego sklepu spożywczego w mojej części Brooklynu. Nie wiem już, o co mu chodziło, ale wyraźnie pamiętam obezwładniającą siłę jego dłoni przyciskających moje ręce do ściany, jego twarz przy mojej twarzy i wybieg, dzięki któremu się oswobodziłam. (Powiedziałam mu, że tabliczka na moim domu informująca, że moja matka jest „elektroterapeutką”, oznacza, że jest ona sędziną.) O ile dobrze pamiętam, był to jedyny spośród licznych chłopców, których spotkałam, dorastając w gęsto zaludnionej dzielnicy, który mnie fizycznie zaatakował. (Obrzucanie śnieżkami i gonienie to co innego.) Kiedy jednak matka wysyłała mnie potem po zakupy, nigdy nie chodziłam sama na ten róg i prosiłam, żeby pozwoliła mi pójść do innego sklepu. Od tamtej chwili towarzystwo nie znanych chłopców zawsze mnie onieśmielało.