Walt disney zamrożony
Pod koniec zajęć zebrałam prace studentów i zauważyłam, że kilkoro z nich nie zastosowało się do moich instrukcji. Aby zachować ich twarz, powiedziałam coś w rodzaju: „Przepraszam, jeśli moje wskazówki były niejasne”. Podejrzewam, że niektórzy czytelnicy potrafią przewidzieć, co się stało otóż w swoim artykule dziennikarka wzięła te rytualne przeprosiny za dosłowne przyznanie się do winy i wykorzystała je przeciwko mnie: „Wyobraźcie sobie napisała oto specjalistka od komunikacji, która nawet nie potrafi dać zrozumiałych wskazówek swoim studentom”. Jestem pewna, że niektórzy stwierdzą: „Dobrze jej tak. Sama się wystawiła na strzał”. I będą mieli rację. Odruchy każące mi dbać o dobre samopoczucie innych działały wbrew instynktowi samozachowawczemu, który nakazywał odmówić dziennikarce wstępu na zajęcia (to jej problem, a nie mój, jeśli przyjechała bez zaproszenia) lub, skoro już przyjechała, powinien uczulić mnie na własne zachowanie tak, żebym nie mówiła niczego, co mogłoby zostać poczytane za słabość. Takie pilnowanie się powoduje, że ludzie (zwłaszcza wielu mężczyzn) nie przepraszają, nie biorą na siebie winy, nie przyznają się do niewiedzy itd. Natomiast mój odruch dostosowania się znakomicie spełnił oczekiwania dziennikarki. Zjawiając się bez zapowiedzi pod drzwiami sali, ryzykowała, że nie zostanie wpuszczona. W pewnym sensie liczyła, że zastosuję się do kobiecych rytuałów, i się nie zawiodła.