Bezrogie owce holenderskie
Już dość wcześnie zdałam sobie sprawę z pewnej ironii. Z jednej strony słyszałam od mężczyzn, że jeśli kobiety nie awansują, to znaczy, że im się to nie należy, podczas gdy wszystkie kobiety zgadzały się, że nie pozwala im awansować jakiś czynnik zewnętrzny. Z drugiej strony to kobiety częściej od mężczyzn uważały, że do odniesienia sukcesu wystarczy świetnie pracować, że doskonałe wyniki zostaną zauważone i nagrodzone. A jednak, rozglądając się dookoła, widziałam, że aby zostać zauważonym i nagrodzonym, trzeba czegoś więcej, i zauważałam, że częściej tak zachowują się mężczyźni niż kobiety. Oprócz osiągania świetnych wyników, trzeba zadbać o to, by zostały one .dostrzeżone. Być może trzeba będzie powiedzieć szefowi albo szefowi szefa, co się zrobiło albo ustnie, albo wysyłając mu sprawozdania czy kopie odpowiedniej korespondencji. Na zebraniach danej grupy osoba relacjonująca wyniki jej pracy pierwsza może spotkać się z największym uznaniem bez względu na to, czy to właśnie ona była pomysłodawcą danego posunięcia. W porze obiadowej osoba jedząca z szefem być może robi więcej w sprawie swego awansu niż ten, kto zostaje w biurze i pracuje, jedząc kanapki. Wspaniałe spisanie się przy projekcie, o którym nikt nie wie, niewiele pomoże w sprawie osobistego awansu, natomiast cenne jest choćby tylko niezłe spisanie się przy głośnym zadaniu. Jeżeli podczas wykonywania jakiejś pracy wchodzi się w kontakt z osobą na wysokim stanowisku, która w ten sposób ma możliwość osobiście poznać nasze umiejętności, to być może wymieni ona nasze nazwisko na zebraniu poświęconym awansom. Wszystko to można by z pogardą odrzucić jako „politykę biurową”, lecz jest to po prostu kwestia ludzkiej natury. Skąd szefowie mają wiedzieć, kto co zrobił? Jest zrozumiałe (choć niekoniecznie chwalebne), że zauważają to, co pojawia się przed nimi, a pomijają to, do czego sami musieliby się dokopać. Innymi słowy, wpływy biegną po liniach przynależności i kontaktu.