Kleopatra i Cezar
„Kiedy nie ma go w pobliżu, wącham jego wodę kolońską i uśmiecham się”. Wyobraź sobie, że jesteś Kleopatrą i całujesz się z Cezarem w wielkim pałacu w Aleksandrii. W królewskich sypialniach unoszą się dymy egzotycznych kadzideł, z wysokich okien spływa światło poranka, a na ciebie i na władcę imperium rzymskiego czekają jedwabne prześcieradła. Jak mogłyby wyglądać wasze pocałunki, gdybyś była naprawdę królową Nilu! Albo pomyśl, że jesteś wdową, żyjącą w jakimś miasteczku na Dzikim Zachodzie i stoisz właśnie przed bankiem w skwarne letnie popołudnie. Nagle podjeżdża do ciebie w tumanie kurzu jeździec na czarnym koniu. W chwilę potem siedzisz przed nim na siodle i we dwójkę galopujecie ulicami miasteczka, odprowadzani zdumionym wzrokiem sąsiadów i przyjaciół. Twoje nozdrza wypełnia zapach skóry i spalonego prochu. Koń zwalnia biegu i nareszcie zostajesz sama ze swoim tajemniczym kochankiem — rewolwerowcem z Dodge City. Zsiadasz z konia, a mężczyzna bierze cię za rękę i prowadzi pod rozłożyste drzewo. Spoglądasz mu prosto w oczy skryte pod rondem kapelusza. Kiedy bierze cię w ramiona, jego usta wykrzywiają się w kpiącym uśmiechu. Niepotrzebne są żadne słowa. Wiesz, po co tutaj jesteś. Nikt was teraz nie widzi. Ale nawet gdyby wpatrywał się w was cały świat i tak nie zdołałabyś się powstrzymać. Szybko bije ci serce. Na karku czujesz ciepłe promienie słońca. To, co było wczoraj, minęło. To, co stanie się jutro, nie ma znaczenia. Liczy się tylko dzień dzisiejszy, ważne jest to, co podpowiada ci serce.