Pani Clinton, czy mogę tak mówić?
Sądzę, że większość ludzi (gdyby się nad tym zastanowili), powiedziałaby, że robią tak nie z braku szacunku dla pani Clinton, lecz dlatego, że uważają ją za bardziej przystępną czy też zakładają, że taka powinna być. W takim właśnie duchu przyjaznego posługiwania się imionami „The New York Times” donosił wkrótce po objęciu urzędu przez prezydenta Clintona, że niektórzy senatorzy byli zachwyceni takim właśnie zwracaniem się do Pierwszej Damy. Jeden z nich powiedział: „Nie macie pojęcia, jak wspaniale jest z nią rozmawiać mówić jej po imieniu”. Z drugiej strony, inny artykuł w tej samej gazecie opisywał senatorów dających wyraz swej niechęci spowodowanej tym, że Pierwsza Dama zwracała się do nich w ten właśnie sposób: „Słyszeliście, mamrotali z obu- rżeniem między sobą, że ona do niektórych senatorów mówi po imieniu?” Taka reakcja sugeruje interpretację, że posługiwanie się imionami dowodzi braku należnego szacunku. Ludzie przyjmujący jedną lub drugą interpretację perspektywę pozycji (imię dowodzi braku szacunku) lub powiązania (imię to oznaka przyjaźni) często postrzegają ją jako jedynie słuszną, a tej drugiej zarzucają „dopatrywanie się tego, czego nie ma”. Przypomina to rysunek, na którym można widzieć kielich lub dwie twarze. Chociaż widzimy oba obrazy, to kiedy zwróci się nam na to uwagę, nie potrafimy dostrzec obu jednocześnie, mimo że cały czas tam są.